Tanie pokoje na wczasy

wczasy, wakacje, urlop

Jedziemy na wczasy na półwysep

07 April 2009r.

Jedziecie z daleka. Kilka godzin drogi za wami. Pojawiają się znaki, do Gdańska coraz bliżej. Zaczyna się znajoma ekscytacja. Już bliziutko do plaży, cieplutkiego piasku, szumu fal... Ciekawe czy pani Basia odremontowała kwatery tak jak obiecywała w zeszłym roku i czy wybudowali ten hotel naprzeciwko - oby nie, bo widok zasłoni... Wjeżdżacie na Obwodnicę Trójmiasta. Jeszcze jakieś 60 km i będziecie na Półwyspie. Trochę niepokoją was te czarne chmury zbierające się na horyzoncie, ale mały letni deszczyk nie może wam zepsuć wakacyjnego nastroju. Jedziecie. Mijacie w końcu zjazd na Karwiny, zjazd na Chwarzno, nowy zjazd na Terminal, stoicie w korku. Pół godziny, 40 minut, godzina, uff, wydostaliście się w końcu z tej Obwodnicy. Ale tu nadal korek. Stoicie. Zaczyna padać deszcz, leje. Godzina, dwie, a wy dopiero w Rumi. W końcu jest! - tabliczka z napisem Reda, pamiętacie, że tutaj skręcacie na Półwysep. Kolejna godzina, dwie, a wy dopiero w Pucku. Deszcz nadal pada. Jesteście głodni, w mijanych po drodze knajpach dziesiątki samochodów na parkingach, wiecie, że nie ma szans na szybki obiad. Zjecie na miejscu. W końcu jest - Władysławowo! Docieracie do swojej kwatery. Szczęśliwi, wreszcie na miejscu. Wyładowujecie walizki, odpinacie rowery, mokniecie. Pani Basia jednak nie wyremontowała pokoi, łazienek również nie, a cena w tym roku wyższa. Ale postanawiacie na razie nie psuć humoru rodzinie i obiecujecie sobie porozmawiać z nią innym razem. Oddychacie morskim powietrzem, usiłujecie wsłuchać się w szum fal niedalekiego morza, ale praca dźwigów na pobliskiej budowie nowych apartamentowców wszystko zagłusza. Rodzina krzyczy, że jest głodna. Na rybkę, na rybkę. Idziecie do pobliskiego baru, który pamiętacie z poprzednich lat, ale baru już nie ma, na jego miejscu powstało małe targowisko. Dzieci dostają amoku widząc na straganach pamiątki znad morza - i chociaż zdajesz sobie sprawę z tego, że to wszystko to chińskie badziewie, dajesz się skusić na drobne zakupy. 47 zł za piłkę i plastikowe wiaderko z łopatkami? Drogo, ale co tam, jutro idziemy na plażę, dzieciaki będą miały się czym bawić. Znajdujecie w końcu jakiś bar, zamawiacie świeżego dorsza z frytkami, colę i jecie ze smakiem, nie wiedząc, że jeśli ten dorsz jest faktycznie świeży, a nie mrożony, jak w 3/4 lokali, to pochodzi z nielegalnych połowów. Płacicie za posiłek, lekko pobolewa was serce - ponad 100 zł za 4 niewielkie porcje? Przed snem dopytujecie się gospodyni o pogodę - jutro ma być ciepło i słonecznie. Uspokojeni zasypiacie. Rano okazuje się, że nie ma ciepłej wody, bo pani Basia nie zmieniła bojlera na większy i pozostali wczasowicze wyprzedzili was przy porannej toalecie i zużyli cały zapas - są o kilka dni dłużej niż wy i wiedzą, co jest grane. Postanawiacie następnego dnia wstać wcześniej. Za oknem świeci słońce, dzieciaki już marudzą, że chcą na plażę, jecie szybko śniadanie, pakujecie plażowe akcesoria i ruszacie wraz z kilkoma tysiącami innych turystów w kierunku morza. Znajdujecie jakiś wolny skrawek piasku, daleko od wejścia, daleko od wody, za to blisko radia jakiejś rozbawionej młodzieży. Rozkładacie koce, leżaki, siadacie na jednym z nich z westchnieniem, zakładacie okulary, patrzycie na horyzont i widzicie wielką czarną chmurę. Analizujecie - wiatr jest od morza, idzie w naszą stronę, ale może przejdzie bokiem... Nie przejdzie. Za pół godziny biegniecie ukryci pod kocem w stronę domu, walcząc z zacinającym deszczem i wiatrem. Co robimy? - pytacie się nawzajem. Dzieciaki ryczą - do Fokarium! Dobrze, jedziemy do Helu do Fokarium. Niestety nie tylko wasze dzieci miały ochotę obejrzeć foki. Wyjeżdżacie z Władysławowa i stajecie w korku. Macie nadzieję, że się rozładuje. Nie rozładuje się, na dodatek powstaje korek i w drugą stronę, nie ma jak zawrócić. Stoicie godzinę, dwie. W końcu docieracie do Helu, 40 minut szukacie miejsca parkingowego, czujecie, że zaraz trafi was szlag. W międzyczasie wychodzi słońce i robi się upalnie. Docieracie do Fokarium, gdzie musicie stanąć w kolejce do wejścia. Stoicie, 30 minut, 50. W środku okazuje się, że przegapiliście porę karmienia, dzieciaki są niepocieszone, foki pływają pod wodą i wcale ich nie widać, żar leje się z nieba, tłum makabryczny. Postanawiacie wrócić do Władysławowa i jeszcze raz szybciutko skoczyć na plażę przed kolacją. To samo postanawia ze dwa tysiące innych właścicieli aut i znowu stoicie w korku. Na kolację docieracie spóźnieni. Znowu zaczęło lać, nici z wieczornego spaceru. Zasypiacie z nadzieją, że kolejne dni będą trochę bardziej dla was szczęśliwe. Nie będą. Po dwóch tygodniach wracacie do domu. Stoicie w korkach od Władysławowa po Obwodnicę. Kilka godzin. Staracie się nie myśleć ile pieniędzy kosztował was pobyt nad morzem w wiecznym deszczu i z nudzącymi się dziećmi, ani ile będą kosztowały was nowe rowery, bo wasze ktoś skubnął ostatniej nocy. Staracie się nie podliczać ile czasu spędziliście w korkach, próbując zobaczyć cokolwiek w okolicy. Zanosicie się kaszlem, łykacie rutinoscorbin licząc, że do poniedziałku minie wam przeziębienie, bo w biurze musicie się stawić w pełni sił, wypoczęci po urlopie, przecież czekają was nowe projekty. I obiecujecie sobie, jak co roku, kląc się na wszystko - w przyszłym roku Turcja!

ocena 4.3/5 (na podstawie 6 ocen)

Urlop, półwysep helski, kurorty nad morzem, półwysep helski, wczasy na półwyspie